Nazywam się Sara. Pochodzę, jak mi się wydawało, z wierzącej rodziny. Większość moich bliskich jest bardzo religijnymi katolikami. W związku z tym, nigdy nie wątpiłam, że Bóg istnieje. Wierzyłam w trójjedynego Boga, jednakże nigdy jako dziecko nie zadawałam pytań o jego istotę, dlaczego jest tak wielu pośredników w kontakcie z Nim, mimo że jest przecież Wszechmogący, Wszechobecny i Wieczny. Po prostu tak było i tyle. W moich oczach Bóg malował się jako ten, który wciąż tylko karze ludzi, że nigdy nie jesteśmy dość dobrzy, święci, aby nas miłował i akceptował. Być może wynikało to z faktu, że nigdy nie czułam się akceptowana i dość kochana, czy to przez rodziców, czy przez resztę rodziny. Taki obraz Boga sprawił, że nie widziałam żadnego problemu w ciągłym grzeszeniu. Nie widziałam powodu, dlaczego miałabym nie grzeszyć i zmienić swoje postępowanie - przecież i tak nigdy nie zasłużyłabym na Jego miłość.
W tej części strony naszego Kościoła zamieszczamy świadectwa braci i sióstr, którzy pragną podzielić się tym co uczynił dla nich Jezus Chrystus.
"I przyszli do Jerycha; a gdy wychodził z Jerycha On oraz jego uczniowie i mnóstwo ludu, syn Tymeusza, Bartymeusz, ślepy żebrak, siedział przy drodze. Usłyszawszy, że to Jezus z Nazaretu, począł wołać i mówić: Jezusie, Synu Dawida! Zmiłuj się nade mną! I gromiło go wielu, aby milczał; a on tym więcej wołał: Synu Dawida! Zmiłuj się nade mną! Wtedy Jezus przystanął i rzekł: Zawołajcie go.
I zawołali ślepego, mówiąc mu: Ufaj, wstań, woła cię.
A on zrzucił swój płaszcz, porwał się z miejsca i przyszedł do Jezusa.
A Jezus, odezwawszy się, rzekł mu; Co chcesz, abym ci uczynił?
A ślepy odrzekł mu: Mistrzu, abym przejrzał.
Tedy mu rzekł Jezus: Idź, wiara twoja uzdrowiła cię.
I wnet odzyskał wzrok, i szedł za nim drogą."
[Mar. 10:46-52]
Modlimy się o to by każde świadectwo było dla Ciebie - drogi czytelniku, pomocą w trudnościach, doświadczeniach, zobaczeniu prawdy i miłości Boga do Ciebie, ale przede wszystkim we wzroście wiary i zaufaniu naszemu Panu Jezusowi Chrystusowi.
Nazywam się Andrzej. Urodziłem się w 1959 r. Jako półroczne dziecko zostałem adoptowany. Wychowywałem się w rodzinie robotniczo-chłopskiej, uczęszczającej do Kościoła Katolickiego i przestrzegającej wszystkich zasad tego kościoła.
Już jako młody chłopiec czułem, że nie pociąga mnie ta religia. Godziłem się na uczestnictwo we wszelkich obrządkach i uczęszczanie na nabożeństwa. Jednak, kiedy kończyłem szkołę zawodową, pojawiła się we mnie wielka odraza i bunt do wszystkiego, co robię i co mi każą robić. Stałem się człowiekiem niesfornym, nieznośnym i buntowniczym. Zacząłem szukać różnych form życia, nie myśląc w ogóle o Bogu. Kiedy podjąłem pierwszą pracę jako kierowca, przeżywałem w niej same niepowodzenia. Zwolniłem się więc i wyjechałem daleko do domu – na Śląsk do kopalni „Szczygłowice”. Uważałem wtedy, że jest to najlepsze i najrozsądniejsze wyjście z sytuacji. Myślałem wtedy, że wszystkie moje niepowodzenia pozostawiłem za sobą.
CHRZEST WODNY
Idźcie tedy i czyńcie uczniami wszystkie narody,
chrzcząc je w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego,
ucząc je przestrzegać wszystkiego, co wam przykazałem.
Ewangelia według Mateusza 28,19-20a
Urodziłam się ponad 40 lat temu w rodzinie patologicznej, ale tak naprawdę, to moje życie rozpoczęło się, kiedy poznałam Pana Jezusa Chrystusa. Miałam bardzo trudne dzieciństwo i lata młodości. Byłam dzieckiem niechcianym i odrzuconym. Do rodziców czułam nienawiść, a rodzinę utożsamiałam z krzywdą i cierpieniem. W domu głównie był tylko alkohol i złe towarzystwo. Wychowywałam się na ulicy nie znając innego życia. Myślałam, że wszystko co się wokół mnie dzieje jest w porządku. Jako młoda dziewczyna postępowałam jak dorośli - chodziłam po dyskotekach, piłam alkohol. W domu była nas czwórka dziewcząt i przeżywaliśmy bardzo trudne doświadczenia.
Pewnego dnia w moim życiu wydarzyło się coś ważnego, coś co zmieniło całe moje życie. Aby to opisać muszę cofnąć się do pierwszych lat mojego małżeństwa tj. w lata 1985-1987.
Zawsze uważałem siebie za człowieka żyjącego zgodnie z zasadami moralnymi, a zatem za uczciwego, sprawiedliwego patriotę. Jednocześnie byłem jedynie takim, który od życia tylko wymagał niewiele chcąc dać w zamian. Chodziłem do kościoła, mało tego, gdy poznałem Elę (przyszłą żonę) i okazało się, że ona jest "wierzącą niepraktykującą" poczułem moralny obowiązek by to zmienić.
"Wiedząc, że nie rzeczami znikomymi, srebrem albo złotem, zostaliście wykupieni z marnego postępowania waszego, przez ojców wam przekazanego, lecz drogą krwią Chrystusa, jako baranka niewinnego i nieskalanego."
I List św. [Piotra 1;18-19]
Mam na imię Agata. Początki mojego życia z Bogiem sięgają już chwili narodzin, ponieważ wychowywałam się w chrześcijańskiej rodzinie. Odkąd tylko pamiętam, nieustannie wpajano mi dobre zasady postępowania. Już jako mała dziewczynka doskonale wiedziałam, że istnieje Pan Bóg - Stwórca nieba, Ziemi, zwierząt i ludzi. Wiedziałam także, że Jego Jedyny Syn, Pan Jezus Chrystus, umarł za grzechy całego świata. Wiedziałam, ale nie zastanawiałam się nad głębią tego żywego przesłania, ponieważ fakt ten był dla mnie zbyt oczywisty. Nie potrafiłam osobiście przyjąć Bożego poselstwa do swojego serca.
... i my wszyscy żyliśmy niegdyś w pożądliwościach ciała naszego, ulegając woli ciała i zmysłów, i byliśmy z natury dziećmi gniewu, jak i inni... (Efezjan 2,3)
Nazywam się Dorota. Historia mojego życia rozpoczyna się we wrześniu 1983 roku, kiedy to urodziłam się w porządnej chrześcijańskiej rodzinie... "Porządnej" znaczy takiej, która miała dobrą opinię wśród ludzi: uczciwie i ciężko pracujący rodzice, bez nałogów, dbający o swoje dzieci, cieszący się sympatią i zaufaniem otoczenia, a "chrześcijańskiej" - czyli chodzącej co niedzielę do kościoła, starannie wypełniającej nakazy tradycji i starającej się żyć zgodnie z obowiązującymi zasadami moralnymi i własnym sumieniem.